czwartek, 14 października 2010

U nas powolutku

U nas powolutku, po malutku. Zamiast polecieć do Londynu na ślub przyjaciółki, zostaliśmy w domku z powodu tzw. awarii przyszłej mamy, czyli mnie :). Na szczęście wszystko jest ok, skończyło się na strachu i odpoczywaniu. Byłam tydzień na zwolnieniu, jutro wracam do pracy, natomiast jeśli - oby - tym razem nic nie wyskoczy, to 30.10 wybieramy się do Polski na Wszystkich Świętych.

Tymczasem Witoldino wypuścił szóstego już zęba - wreszcie na górze będzie symetrycznie, bo to prawa dwójka, dotychczas wyszczerzał 3 górne guficzkowe zęby. Na dole na razie bez zmian - od pół roku ma wciąż tylko dwie jedyneczki, które wyszczerza kiedy nas straszy :). Poza tym ma katar, co jest dość uciążliwe, bo bidulek nie może oddychać przez nos, a przy próbie wyciągania mu gilasów z nosa za pomocą specjalistycznego urządzenia zwanego fridą wije się jak wąż i wrzeszczy jak zarzynane zwierzę... Cóż, ponoć katar tak czy śmak trwa tydzień, jakoś się przemęczymy.

Tyle u nas, poza tym spokojnie. Jest trochę nowych zdjęć.