Witam wszystkich stałych czytelników i podczytywaczy :). Na długo zapanowała cisza na niniejszym blogu, ale to z powodu ilości wydarzeń. Już śpieszę nadrobić zaległości.
Na początku lipca przyjechaliśmy z Wojtkiem do Polski - on do Poznania samochodem, ja do Warszawy samolotem. Kiedy pozałatwiałam swoje sprawy Wojtek po mnie przyjechał i zabrał mnie do Bucharzewa - miejscowości w Puszczy Noteckiej, 80 km od Poznania, gdzie został wynajęty dom w lesie nad jeziorem. I w tym właśnie domu siedzę sobie od miesiąca i czekam aż dojrzeję... Przez dom przewinęła się masa osób - znajomi rodziny i nasi, do stałych gości należy moja mama. Jest tu naprawdę cudownie - duży dom z kominkiem i olbrzymim ogrodem z rozłożystymi dębami, spora weranda, gdzie często grillujemy, ogrodzony teren - raj dla zwierzyńca, którego tu nie brakuje - są psy mamy i siostry Wojtka, jej chłopaka i nasze koty. 150 metrów od domu jest jezioro, w którym bardzo przyjemnie się pływa jak pogoda dopisuje (a co odważniejsi pływają nawet jak średnio dopisuje - oczywiście ja nie). W pobliżu jest małe miasteczko Sieraków, gdzie jeździmy po zakupy, oraz piękna rzeka Warta, którą nawet wybraliśmy się na spływ kajakowy.
W Poznaniu byłam dwa razy, u lekarza, diagnoza - odpoczywać i czekać. Od tego czekania niedługo osiwieję i jajo zniosę, ale co zrobić.
Wczoraj byłam na kolejnej wizycie i okazało się, że nasz syn jest olbrzymem, co budzi pewne zaniepokojenie pani doktor - już w tej chwili waży ponad 4 kg i nie wiadomo czy mu starcza wód płodowych, w związku z tym jutro zabierają mnie na obserwacje do szpitala. Mam nadzieję, że wyjdę już z Witusiem w ramionach.
Wojtek dzielnie wyremontował mieszkanie w Poznaniu, które dotychczas było wynajmowane, a gdzie my ulokujemy się przez miesiąc po porodzie. Wczoraj zaliczyliśmy Ikeę i Castoramę, nałaziłam się okrutnie, bo prawie pięć godzin, z nadzieją, że zmotywuję tym małego do wyjścia, ale niestety nie udało się. Ponieważ jest duży, a główkę ma wysoko, lekarze prorokują cesarskie cięcie. Troszkę się martwię, ale cóż - no jakoś musi wyjść. Proszę o kciuki.
Tymczasem pozdrawiam i zapraszam do obejrzenia zdjęć i myślę, że następny odzew nastąpi już po rozpakowaniu...;)