Wojtek wyjechał w piątek, już tydzień ćwiczę słomianowdowieństwo ;). Za to przyjechała moja mama, aby zająć się wnukiem, który z ukochanego bobasa zamienił się w jęczącą marudę, a to za sprawą upału. Po tatusiu zdaje się Witul źle znosi upały, co - biorąc pod uwagę, że przed nami greckie lato - kiepsko rokuje. Najgorsze są noce, mimo wychłodzenia wcześniej sypialni klimą, Witul budzi się w nocy i już sama nie wiem czy to przez gorąco czy z innego powodu. Mniej więcej co drugą noc mam zarwaną w mniejszym lub większym stopniu. Szczytem była noc przedwczorajsza kiedy to mój synek obudził się o drugiej w nocy i stwierdził, że tyle snu mu wystarczy. Nie zasnął już do rana, odpadł za to o 9, jak wychodziłam do pracy... Tego dnia oczy trzymałam na zapałki... Kolejną noc przespał dobrze, za to dziś w nocy obudził się o 4 i ryczał do 6, po czym zmęczony padł. Cudownie...
Poza tym od ponad trzech tygodni czekam na papiery od Greków, żebym mogła odebrac nasz nowy samochód, bez którego jesteśmy obecnie uziemione, bo Wojtek zabrał naszego wysłużonego pugiego...
I tyle, pracy dużo, czekam już na weekend z atrakcja w postaci wybrania sie do centrum Aten na głosowanie. Pozdrawienia z upalnych Aten!