Znowu kawalek czasu nie pisalam, ale niewiele się dzieje. Praca, goscie, pogoda się psuje - lato się już skończylo, przyszla grecka jesień. W odróżnieniu od polskiej jest dosc ciepla (temperatura na razie w okolicach 20-22 stopni), za to deszczowa - ostatnie 4 dni lalo. Ale dzis znów wyszlo slońce i kto wie, może będzie jeszcze choć krótka reanimacja lata.
Z greckich smiesznostek - wreszcie przyjechali faceci z dimosu (urzędu dzielnicy chyba, tak by to najlepiej nazwać) aby zabrać wystawione od wielu tygodni wory ze smieciami (stare katalogi, pisma oraz inne smieci z wreszcie uporządkowanego przez nas w pocie czola garażu). Przyjechalo dwóch olbrzymich grubasów. Jeden z nich chwycil za wór. Stęknąl, spocil się i mówi - jakie to ciężkie, tego się nie da podniesc... kto to tu przyniósl? Na co koleżnaka mówi: o ta pani, wskazując na księgową, która wlasnie stanęla w drzwiach. Dodajmy, że jest ona postury filigranowej, waga piórkowa, malutka blondyneczka. Facet postawil oczy w slup, po czym natychmiast udzwignąl wór. Jeden, drugi, trzeci... Pękalysmy ze smiechu - trzeba bylo widziec wyraz jego twarzy. Ewidentnie zresztą wjechalo mu to na ego, bo nagle wory stracily swoją wagę :) Czyli jednak wystarczy odrobina motywacji, choćby takiej, żeby się nie skompromitować, i Grek potrafi :)
Poza tym wszystko po staremu. Więcej pracy, mnóstwo zalatwiania związanego z przerejestrowaniem samochodu - ale chyba zaczyna być widać swiatelko w tunelu. W zeszlym tygodniu spędzilam upojne godziny w urzędzie celnym w Pireusie celem zalatwienia miliona potrzebnych papierów. Musialam po grecku odpowiadać na pytania z serii: czy samochód ma cos tam? Na co ja: nie rozumiem. Na co pan: lusterka, jak jest lód, robią się cieple? Na co ja: nie wiem. Hmmm... Wesolo bylo. Przy pytaniach o silnik pan machnąl ręką. No ja niestety nawet po polsku nie bylabym w stanie odpowiedzieć na nie... Aha, z ciekawych spostrzeżeń. Odyslana od pokoju do pokoju, czulam się trochę jak kafkowska postać... Ale mialam okazję zwiedzić sporo pomieszczeń. I co mi się rzucilo w oczy? Rozglądam się i jakos tak pusto - nagle zrozumialam. Na biurkach staly tylko telefony. Komputerów brak. Wszędzie. Wszystko zapisywane w olbrzymich księgach, wkladanych do metalowych szaf. Wszystko pisane ręcznie na milionie różnych papierów. Zszokowana zauważylam jeden jedyny komputer (chyba na caly olbrzymi gmach urzędu), slużacy jako maszyna do pisania, tzn. wypisywano na nim i drukowano dokument, po który delikwent przyszedl. Żadnej bazy danych, wprowadzania danych do komputera czy cos w tym stylu. Wszystko ręcznie i w kartonowych teczkach. Polska lat 80-tych, no może wczesnych 90-tych... Szok.
To by bylo na tyle z newsów i historyjek, czekam już na przyjazd mojej mamy, której zlecilam oczywiscie milion sprawunków i rzeczy do przywiezienia, i którą od razu zabieram ze sobą na targi do Kavali (Tracja, pólnocno-wschodni region Grecji, straaaasznie daleko). Pewnie następny update będzie po tej 3-dniowej wizycie, czyli tak za tydzień.
Archiwum bloga
-
►
2010
(19)
- ► października (1)
-
►
2009
(35)
- ► października (3)