Ponieważ okazalo się, że na targach będę tylko pól soboty, a resztę weekendu mam wolną, postanowilismy jak najlepiej wykorzystać ten czas (przed kolejną "odsiadką" na targach ;)), czyli wybrać się na wycieczkę. Nasz wybór padl na Pólwysep Mani, będący srodkowym z trzech palców Peloponezu.
Ok. 14 wyruszylismy. Piękna sloneczna pogoda w okolicach Trypolis zmienila się w deszczową i zimną, ale nie tracilismy nadziei, że nazajutrz się rozpogodzi. W Sparcie trafilismy na wyprzedaż w sklepie z ubraniami Sprider, więc się obkupilismy i w burzy pojechalismy do miasteczka Githio, gdzie planowalismy przenocować. Nocleg znaleźlismy szybko i tanio, a posiliwszy się przed snem grillowaną osmiornicą i lokalnymi specjalami, udalismy się na wieczorny spoczynek :) Calą noc lalo, a krople walily o nasz metalowy parapet...
Następnego dnia pelne slonce, a więc pogoda sprzyjająca zwiedzaniu. Najpierw obeszlismy Githio, wraz z zameczkiem i latarnią morską. W jej pobliżu znalazlam prawdziwy skarb - na skaly morze wyrzucilo galion - czyli rzeźbę kobiety, która zdobi dziób okrętu. Nakazalam mężowi natychmiast przemycić ją do samochodu, zachwycając się oryginalną rzeźbą do naszego domu. Mąż kląl na czym swiat stoi, niepozorny bowiem galion okazal się być gipsowy i ważyć ze 20 kg.
Następnie pojechalismy do Areopolis, pięknego kamiennego miasteczka, przez które się przespacerowalismy. Potem pojechalismy do jaskini w Diros - nie wiedzielismy co to takiego, ale zobaczywszy tablicę zdecydowalismy, że jak jaskinia, to jedziemy. Okazalo się, ze jaskinia to cud stalaktytowo-stalagmitowy, normalnie wycieczka przebiega tak, że się do niej wplywa lódeczkami, ale z powodu zbyt wysokiego poziomu wody (czyli morza), wpuszczono nas od strony, gdzie się chodzi na piechotę. I tak bylo warto, o czym można przekonać się oglądając zdjęcia.
Po jaskini objechalismy już pólwysep robiąc zdjęcia slawnym wieżom (kryly się w nich cale rodziny i prowadząc vendettę ostrzeliwali się wzajemnie z sąsiadami). Do domu wrócilismy w niedzielę wieczorem, bardzo zadowoleni z naszego wypadu.