poniedziałek, 30 marca 2009

Dwudniowy wypad do Pilio

Pelion, mityczna kraina Centaurów, dzis zwana Pilio, jest pólwyspem znajdującym się 300 km na pólnoc od Aten, w na wschód od miasta Volos. Ponieważ slyszelismy, że jest tam bardzo pięknie postanowilismy się tam wybrać. Jest to niestety dosć daleko, bo o ile do Volos jedzie się autostradą te 300 km, o tyle na samym już pólwyspie drogi są kręte, górskie i wąskie. Na domiar zlego nasz niezawodny GPS postanowil nas puscić takimi skrótami, przez które nasz nisko zawieszony peżi nie byl wstanie przejechać, więc o malo nas szlag jasny nie trafil. Ale poza tymi drobnymi niedogodnosciami bylo tak: najpierw pojechalismy do znanej ze swej sredniowiecznej urody miejscowosci Agios Lavrentis (Swięty Wawrzyniec). Rzeczywiscie, choć malusieńka, to bardzo urokliwa. Na miejscu postanowilismy zjesć. Niestety z wymienionych przez wlascicielkę tawerny potraw zrozumialam tylko slowo "kotleciki"... (takie już tu są zwyczaje, że tylko w bardzo turystycznych knajpach są karty, zazwyczaj kelner wymienia co można zamówić). Zapytalam więc o specjalnosć regionu, pani znów powiedziala cos, czego nie zrozumialam, ale uslyszalam, że to w czerwonym slodkim winie. Pomyslelismy, że to nie może być zle i zamówilismy owe kotleciki i to cos w winie, z nadzieją, że nie będzie to strzal kulą w plot. Okazalo się, na nasze szczęscie, że jedzonko bylo pyszne - niezidentyfikowane cos okazalo się być indykiem w slodkim sosie winnym i calymi slodziutkimi cebulami, a kotleciki byly w sosiku z baklażanami i paprykami - bardzo nam smakowalo. Po jedzonku pojechalismy w dalszą drogę.
Po przejsciach z GPSem udalo nam się dojechać do miejscowosci Tsangarada, po drugiej stronie pólwyspu. Ponieważ bylo już ciemno, to za dużo nie zobaczylismy, szukalismy tylko noclegu. Udalo nam się znaleźć hotelik o wdzięcznej nazwie Villa pod Różami.
Następnego dnia po sniadanku poszlismy na spacer po miasteczku, którego punktem centralnym jest plac z tysiącletnim platanem, na który oczywiscie obydwoje się wdrapalismy...(jest dokumentacja zdjęciowa). Po zwiedzeniu Tsangarady pojechalismy obejrzeć zachwalaną plażę w Milopotamos, która okazala się warta zachwytów (zobaczcie sami na zdjęciach - bialy piasek i turkusowa woda) oraz ukrytą wsród skal plażę Fakistras (nie podjęlam się zejscia w dól, ale Wojtek twierdzi, że jest tam jakas scieżynka). Następnie pojechalismy na pyszne owoce morza do Agios Ioannis - miejscowosci bardzo turystycznej w sezonie, obecnie dosc wymarlej, ale na szczęscie z czynną knajpą :). No i po posilku stwierdzilismy, że pora wracać - droga do domu dluga, bo prawie 400 km, z tego 100 na pólwyspie z krętymi dróżkami. Aha, wracając kupilsmy jeszcze kwiaty do domu - ponoć Pilio slynie ze swych kwiatów i krzewów, rzeczywiscie na każdym kroku są stragany ogrodnicze. Ja co prawda ręki do kwiatów nie mam zupelnie, ale licze na magiczne wlasciwosci piliańskiej gleby - może trochę pożyją zanim zdechną... Kupilismy zatem piękną jaskrawozieloną tuję, drzewko cytrynowe (z prawdziwymi dojrzalymi cytrynami i kilkoma maluskimi zielonymi minaturkami) oraz jakies pomarańczowe kwiatki, które ponoć dobrze znoszą upal - to wszystko na taras. Aha, i w zacienionym miejscu będzie dumnie stala gardenia (jesli rzeczywiscie postoi, bo to ponoć bardzo trudny kwiat do utrzymania). A do domu wzięlismy piękną kamelię - wlasnie kwitnie na różowo i mam szczerą nadzieję, że kotki nam tego krzewu nie wykończą (co udalo im się zrobić z dosc wytrzymalym kokosem - dlugo się opieral, ale w końcu się poddal i zdechl).
W drodze powrotnej do Aten zatrzymalismy się w gorących źródlach w Termopilach - kąpiel byla super.
Wycieczka ogólnie udana, choć to dosć daleko od Aten i uciążliwe jest samo jeżdżenie po pólwyspie. Natomiast plaże należą do najpiękniejszych jakie widzielismy...