środa, 22 października 2008

Zapylona wiatrem

Parę dni temu koleżanka z pracy, przy okazji jakies rozmowy wspomniala, że jej suczka jest w urojonej ciąży. Uciekla im byla w lato i kiedy powrócila, córa marnotrawna, dostala dwa zastrzyki na pozbycie się ewentualnego rezultatu wycieczki. Niemniej jednak brzuch jej zacząl rosnać, więc wlasciele zabrali ją na rentgena. Na zdjęciu byla widoczna jakas malutka kreska - na tyle malutka i niewyraźna, że nie bylo wiadomo, czy to może kręgoslupik potomka. Wet zdecydowal, że zrobi drugi zdjęcie. Na drugim zdjęciu kreseczka zniknęla i nie bylo nic. Padl zatem werdykt - zapylona wiatrem (tak po grecku nazywa się ciąża urojona). Sunia wrócila do domu, a brzuch jej nadal rósl. Szorowala nim już po ziemi, podczas gdy lekarz uspokajal, "że to minie". I rzeczywiscie, minelo. Jak ręką odjąl, zaraz potem jak urodzila jednego, drugiego, trzeciego... szesc szczeniaków! Niebezpieczny ten wiatr, co ją zapylal...
Koleżanka, wykończona niespodziewanym, calonocnym porodem, zalamana liczbą szesciu szczeniąt (co z nimi teraz zrobić? Czy znajdą sie chętni?), rozważala podrzucenie prezentu weterynarzowi, który tak swietnie ocenil sytuację. Nie zdecydowala się jednak... Liczy na kolejny cud.