Ciąg dalszy mojej sagi z grecką służbą zdrowia... Dziś kolejne podejście - znów zerwałam się o 7 rano i pojechałam do kolejnej IKI. Tam przegoniono mnie po kilku pokojach, w końcu otrzymałam stosowny papier, po czym kazano mi się udać do budynku gdzie indziej, celem odebrania pieniędzy.
W budynku gdzie indziej okazało się, że jak na poczcie, są numerki, a przede mną 40 osób... Otwarte były 3 okienka, ale przy żadnym nie było ludzi - panienki siedzą sobie, zajmują się czymś, ale klientów nie obsługują, numery się nie zmieniają. I tak przez kwadrans. Po tym czasie podeszłam do okienka, że co jest, panienki siedzą, nic się nie rusza, ja muszę wracać do pracy, a nie siedzieć tu przez 2 następne godziny. Pani niechętnie kazała mi pokazać co mam, po czym zabrała mi papiery i całkiem zamknęła okienko. Usiadłam.
Po godzinie czekania (numery już się zaczęły zmieniać, w końcu oddałam swój jakieś pani z dzieckiem, bo uznałam, że jak mi papiery zabrano, to numerek już mi niepotrzebny) otrzymałam kolejne papiery, z którymi miałam już iść do kasy.
No i przy kasie już okazało się, że oddają mi 70% tego co zapłaciłam za badania. Czemu, nie wiem, ale mając w perspektywie znowu czekanie i użeranie się przez kolejną godzinę, wzięłam co dali i uciekłam. Lepsze 116 euro oddane niż 170 całkiem w plecy, nie? Ale ręce mi opadły. Nie dam rady tak co miesiąc... Nie wiem co robić, jestem zniechęcona...:/