poniedziałek, 26 stycznia 2009

Kolejne sensacje, tym razem rolniczo-graniczne...

W srodę Wojtek pojechał do Polski serwisować samochód. Już jak jechał, to natrafił na blokady na autostradzie - protestujący rolnicy. Ale dało radę, trochę objazdów, czasem go przepuszczali, wyjechał z Grecji bez problemu. Natomiast w sobotę, czyli w planowanym dniu jego powrotu już nawet do Polski dotarła wiadomość o kompletnie zablokowanej przez rolników Grecji - główna trasa Thessaloniki-Ateny nieprzejezdna i zablokowane granice... A on ma wracać. W poniedziałek ma być w szkole i pracy, pytanie co robić.
Zadzwoniłam na policję na granicy, powiedzieli, że co 6 godzin na godzinę otwierają i wpuszczają czekających. Zdecydowaliśmy, żeby jechał, no bo to może potrwać i tydzień, a jego nie może tyle nie być. No i ruszył w sobotę wieczorem. W niedzielę rano dzwoni do mnie, że już jest w Budapeszcie, więc żebym obadała sytuację.
Zadzwoniłam na posterunek, a oni do mnie, że granica jest zamknięta (nie wiem jak to możliwe, żeby ROLNICY blokowali wjazd do kraju - paranoja jakaś), i że chodzą słuchy, że może otworzą o 22, a może nie . Zaczęłam wydzwaniać po posterunkach bardziej na zachód - zachód Macedonii i Albania. No i odkryłam, że jest otwarte jedno male przejście tam, z dala od głównej trasy. Wiec jakoś Wojtek wjedzie, ale potem będzie jechał zwykłymi jednopasmówkami, zamiast autostradą, która jest zamknięta.
Zadowolona, że chociaż tyle, że wjedzie spokojnie, czekalam na sygnal już z granicy. Niestety, ok. 18 Wojtek zadzwonil, że macedońscy rolnicy wzięli przykład z greckich i również byli uprzejmi zablokować drogi. Rzucilam się do mapy i okazalo się, że najbliższe przejscie jest 400 km dalej w Albanii, albo ewentualnie to glówne, o którym wiedzielismy, że jest zamknięte. Powiedzialam Wojtkowi, że nie ma innej możliwosci - MUSI przejechać jakos tamtędy. No i objeżdżał blokady polnymi drogami, których nie było na mapie, ani GPS ich nie widział, komunikując mi w międzyczasie, że jedzie przez jakies sady, ciemno jak w d... i on tylko ma nadzieję, że się trzyma dobrego kierunku. Się nastresowałam... Ale ok. 20 przejechał granicę grecką (tam, gdzie mu wynalazłam to małe przejście) i czekalo go 600 km jazdy bocznymi drogami, bo główna autostrada przecież zamknięta. Cholerni Grecy, jak nie rolnicy, to zamieszki, codziennie jakies demonstracje, strajki, protesty. Szczerze mówiąc, to im się w glowach poprzewracało - jakby u nas był taki socjal jak u nich (nie mówię o służbie zdrowia), to byśmy śpiewali z radości, a nie bez przerwy manifestowali.
W każdym razie, najważniejsze, że mąż mi dojechał, o 3 w nocy co prawda i spowodował u mnie zawał serca, bo zapukał mi do okna sypialni - tłumaczył, że nie wiedział, czy alarm nie jest włączony (zainstalowali go podczas jego nieobecności), ale co się wystraszyłam, to moje...
No i teraz, to ja już poproszę bez kolejnych sensacji...