wtorek, 29 lipca 2008

Już nie jest fajnie...

To znaczy nie jest fajnie w porównaniu z sobotą... I dzis jest wyjątkowo źle. Bo w niedzielę bylo milo. Pojechalam sobie na basen na 22 piętrze hotelu President, z piękną panoramą Aten, ladnie tam bylo i sympatycznie, jest nawet kilka zdjęć. Więc weekend uplynąl pozytywnie. Wczoraj, jak co poniedzialek, odwiedzilam targ, gdzie jak zwykle zakupilam rzeczy kilka (powinnismy mieć specjalny cotygodniowy dodatek pieniężny na ów targ... Bo co tam pójdę to kilkadziesci eurasków zostawię...). Po pracy wybralam się do Carefoura, po jedzenie dla kotków. Oczywiscie spędzilam tam ponad dwie godziny i wydalam jakies trzy razy więcej niż bylo w planie. Zawsze się tak kończy wypad do supermarketu. No ale, pomimo zmęczenia i tachania toreb wszystko jeszcze bylo ok. Natomiast kiedy obudzilam się dzis nad ranem ze strasznym bólem szyi i barku, to już wiedzialam, że nie będzie ok. Dospalam jeszcze do budzika i zwloklam się do pracy, w charakterze pólinwalidy. Ból okropny, nie mogę ruszać glową, kamień w barku i brak masażysty... Dodatkowo zalapalam lekkiego dola, bo ja tu cierpię, chora i jeszcze do tego sama - ewidentnie rozstanie z mężem (przynajmniej moim:)) powyżej tygodnia powoduje już dyskomfort psychiczny. Najgorsze jest jednak to, że pomimo smarowania się rozgrzewającą mascią i owijania szyi chustą, czuję że jest coraz gorzej, i zaczyna mi się rzucać na gardlo - cusik mnie drapie. Na domiar zlego chyba będzie burza - strasznie dzis parno, a zarazem wietrznie. Niby się troszkę ochlodzilo, ale ja nie lubię takiej dziwnej pogody. Slowem, jest do bani. Dla odmiany...