piątek, 25 lipca 2008
Wycieczka na Egine i pożegnanie gości
We wtorek odwiozłam mojego ukochanego męża oraz jego kolegę na lotnisko i pomachałam mu goodbye na ponad trzy tygodnie. Choć może ciężko w to uwierzyć, biorąc pod uwagę fakt, że przed wspólnym zamieszkaniem Wojtek mieszkał w Poznaniu, a ja w Warszawie, to jednak - te 22 dni to będzie nasze najdłuższe rozstanie... W czasie całego naszego trwania związku tylko raz rozstaliśmy się na dłużej niż dwa tygodnie, dokładnie na 18 dni, natomiast od ponad roku, czyli od zamieszkania razem, nie rozstaliśmy się na dłużej niż 3 dni... Ciekawa jestem jak to będzie teraz. No ale nie o tym miało być. Ponieważ Agnieszka zostawała 2 dni dłużej niż chłopcy, a ja miałam dzień wolnego do odebrania, to postanowiłam, że jej ostatni dzień pobytu, czyli czwartek, spędzimy razem i popłyniemy sobie na wycieczkę. Wymysliłam wyspę Eginę - przede wszystkim dlatego, że jest bardzo blisko - raptem godzinkę promem z Pireusu. W czwartek wybralysmy się zatem - pojechalysmy samochodem do stacji metra, zostawilysmy samochód na parkingu i metrem pojechalysmy do Pireusu (samochodem byloby kiepsko, zwlaszcza rano, no i port jest dokladnie po przeciwnej stronie miasta niż nasz dom). O 11 wsiadlysmy na prom i poplynęlysmy. Po dotarciu na wyspę poszlysmy na maly rekonesans, który w zasadzie okazal się być zakupami:) Kupilysmy piekne buty (ja sliczne zlote sandalki, a Agnes aż 4 pary, ale dwie na prezenty), kolczyki oraz pistacje - specjal z Eginy. Potem poszlysmy na ruinki, czyli osadę wczesnohelleńską nad miastem, i na plażę. Po plywaniu i opalaniu zglodnialysmy i w cudnej tawernie nad samiutkim brzegiem morza (odsylam do zdjęć) jadlysmy absolutnie przepyszną grillowaną osmiornicę i kalmary. Nadeszla pora powrotu. Czekalysmy na nabrzeżu na prom, obserwując najpierw z radoscią rozpryskujące się fale, następnie już z lekkim zaniepokojeniem wzmagający się wiatr i fale zalewające keję, a potem już z calkiem poważnymi obawami co do powrotu (a Agnieszka miala w nocy samolot powrotny) patrzylysmy jak przez ponad godzinę prom nie mógl zacumować. W końcu jednak się udalo i zamiast o 18.45 wyplynęlysmy z powrotem po 20. W rezultacie w domu bylysmy po 22, ale starczylo czasu na spakowanie. O 2 w nocy zawiozlam Agnieszkę na lotnisko i powrócilam, aby spędzić pierwszą samotną noc - choć nie calkiem sama przecież, bo z kiciami. I pierwszy raz obie spaly ze mną na lóżku - tzn. Pralina laskawie pozwolila malej troche na nim poleżeć, byle nie za blisko i nie za dlugo. Przed nami ponad tydzień czasu we wlasnym towarzystwie (potem przyjeżdżają kuzyni). Będę apdejtować:)