poniedziałek, 11 sierpnia 2008

Wycieczkowanie

Zgodnie z planem w sobotę rano udalismy się w kierunku Peloponezu celem
a) zwiedzania b) odwiezienia kuzynów do Tolo. Wyjazd z Aten i wjazd na autostradę do Koryntu byl absolutną masakrą, ale cóż, skoro w tym samym kierunku udawalo się jakies milion Greków wyjeżdżających akurat w sobotę na swoje sierpniowe wakacje... Ale w końcu jakos się udalo i dojechalismy - najpierw do Kanalu Korynckiego, a potem do Myken. Ja już się poddalam i nie chodzę 25-y raz w tę samą trasę, tylko siadając sobie pod drzewkiem posylam stadko na zwiedzanie. Siedząc sobie w cieniu pod drzewkiem figowym bylam swiadkiem takiej oto sceny - tuż obok mnie zbiera się polska grupa i przewodniczka mówi: "Tutaj mamy doskonaly dowód na różnice klasowe w starożytnej Grecji - na górze palac królewski, a na dole..." "Lud Boży"- wtrąca dowcipny pan, z tych co to zawsze jeden taki na każdej wycieczce musi się znaleźć. "Tak jest, lud Boży" - potwierdza pani pilotka - "Ora et labora". Ze zdumienia przetarlam oczy (a raczej uszy). Co ma benedyktyńska, wczesnosredniowieczna chrzescijańska maksyma zalecająca modlitwę i pracę do Myken i różnic klasowych? Zabijcie mnie, nie wiem. Ale wiem, że po takiej wycieczce osoba zapytana co jest w Mykenach, ewentualnie czym byly Mykeny może mieć duży klopot z odpowiedzią...
Po Mykenach pojechalismy do Nafplio, które to urocze miasteczko nieodmiennie wywiera na wszystkich odwiedzających mile wrażenie. Nawet ja, będąc tam którys nasty raz, bardzo je lubię i mi się nie nudzi. Po zjedzeniu sycącego krepa (to już nafpliański standard, polecany przez mnie wszystkim gosciom :)) poplynęlysmy z Gosią do weneckiej fortecy stojącej na mikroskopijnej wysepce (vide zdjęcia). Bylo to dla mnie cos nowego, bo jakos nigdy się nie zlożylo tak, żebym tam mogla poplynąć. Dowiedzialam się, że byl to niegdys pięciogwiazdkowy hotel, bardzo luksusowy, goscie byli dowożeni taksówkami wodnymi. Aż do momentu, kiedy przyszedl straszny sztorm i... wszyscy zginęli. Aż wydalo mi się to nieprawdopodobne, jak to, no więc ponoć fale byly takie, że wdzieraly się do wnętrza fortecy i pokoików i wymywaly ludzi. Wicher zas nie pozwalal helikopterom na utrzymanie się nad wysepką, a żaden statek nie mógl podplynąć. Biorąc pod uwagę fakt, że wysepka znajduje się jakies 800 m od brzegu, a nikt nie doplynąl do niego, to musial być niezly sztorm... Trochę to przerażające, niemniej jednak forteca bardzo piękna, co zostalo przez nas udokumentowane.
Po Nafplio odwiozlam kuzynów na camping w Tolo, gdzie po szybkiej kąpieli w morzu pożegnalysmy ich na 4 dni. Już we dwie udalysmy się w drogę powrotną, którą polecil nam niezastąpiony GPS... W związku z tym jechalysmy krętymi bezdrożami, agrafkami idącymi to w górę to w dól. Malowniczo, to fakt, ale troszkę męcząco. Do domu zajechalymy późnym wieczorem. Następnego dnia pojechalysmy na naszą plażę, gdzie o dziwo nie bylo nawet tak tloczno jak zazwyczaj - sierpień, Grecy się porozjedżali, więc na plaży pojawili się ci nieliczni, którzy pozostali w Atenach. Dzięki temu po raz pierwszy udalo mi się dorwać leżak pod parasolem. Po powrocie z plaży postanowilysmy, wobec absolutnej pustki w lodówce, pójsć do pobliskiej knajpy. Wykąpalysmy się, ubralysmy, wyszlysmy i... stala się rzecz niesamowita. W Atenach, w sierpniu, zaczelo padać! Na początku delikatne kropienie, które wkrótce ustalo. Ale kiedy już siedzialysmy sobie w tawernie, przyszla burza. Taka z piorunami i blyskawicami! Szybko przyszla, szybko poszla, ale sam fakt byl zadziwiający. Co prawda dzis po burzy nie ma już ani sladu, choćby w postaci delikatnego ochlodzenia, żar się z nieba leje, a tu trzeba isc na targ. Ale cóż, nie można mieć wszystkiego... Kończąc tą zlotą myslą życzę wszystkim milego tygodnia :)